MENU NOWE1

BIKE TOUR: KORSYKA CZ. 1

Przepraszam za dłuższą nieobecność na blogu, niestety wyjazdy rodzinne i służbowe spowodowały, że nie byłam w stanie usiąść do komputera. Teraz obiecuję nadrobić zaległości. Zapraszam Was na cykl wpisów o tym jak zwiedzić Korsykę na rowerze. Mam nadzieję, że trasa wypróbowana przez mojego Narzeczonego zainspiruje Was do własnych przygód na dwóch kółkach. 
Dla polskich turystów Korsyka nie wydaje się być pierwszym wyborem na wakacje. Jednym z powodów pewnie jest brak tanich lotów oraz rzadkość wycieczek organizowanych przez biura turystyczne. Nie dolecisz tutaj Wizzairami jak do Hiszpanii czy Grecji, nie dojedziesz też tak łatwo samochodem jak do Chorwacji czy Włoch. Nie oznacza to jednak, że turystów jest tam niewielu... tylko jakoś nie tych polskich. Dla Francuzów jest to jeden z ulubionych kierunków wakacyjnych - nie trzeba mówić w obcym języku, dodatkowo jest w miarę blisko, a jednak tak odmiennie niż w kontynentalnej Francji.



Na Korsykę można dostać się na dwa sposoby: samolotem lub promem. Samoloty latają przede wszystkim z Paryża i Nicei i w ramach biletu z reguły można przewieźć dwie sztuki bagażu. Niestety nie są one wymienne na jeden… nawet rower :) Promy wypływają ze wszystkich większych portów południowej Francji i Włoch. Są obsługiwane przez linię Corsica Ferries i stają się jedyną możliwością, gdy koniecznie potrzebujemy wziąć samochód. Ceny promu, podobnie jak i samolotu, zależą przede wszystkim od daty wyjazdu i z jakim wyprzedzeniem kupimy bilety (im szybciej tym nawet 50% taniej). Ja, za dwie przeprawy promowe plus przewóz roweru, zapłaciłem łącznie 90 euro co było ceną tego samego biletu... w jedną stronę, gdybym kupił go na tydzień przez wyjazdem. Czasowo samolot jest oczywiście szybszy - godzina z hakiem w przeciwieństwie do sześciu spędzonych na promie, jednak wygodą i widokami prom wypada porównanie.




Przed wyjazdem długo się zastanawiałem, jaka wybrać trasę, aby w ciągu pięciu dni zobaczyć jak najwięcej i jednocześnie nie doznać żadnej kontuzji z nadmiernego przemęczenia. Postanowiłem, że podróż rozpocznę na północy - w Bastii, a zakończę w największym miasteczku Korsyki - Ajaccio.




Bastia, drugie co do wielkości miasto Korsyki, od początku zaskoczyła mnie tym że jest... niewielka. Ze względu na bliskość gór (trochę jak w Monaco) całe miasto rozciąga się wąskim pasmem wzdłuż wybrzeża, przez co cały czas wydaje się być mniejsze niż jest w rzeczywistości. 








Po porannym krótkim objeździe po uliczkach starego miasta, które może do najpiękniejszych we Francji nie należy, ale na pewno warte jest zobaczenia, wyruszyłem na północ celem "zdobycia" najbardziej wysuniętego na północ skrawka Korsyki. Miała to być też pewnego rodzaju rozgrzewka przed tym co czekało mnie następnego dnia.  Oj, to była ciężka rozgrzewka :) Pierwsze co na Korsyce rzuca się w oczy to góry. W którąkolwiek stronę się nie spojrzy zawsze widać, albo porządne wzniesienia, albo morze. Wydawało mi się, że mam do przejechania zaledwie 120 km po płaskim wzdłuż wybrzeża,  nie spodziewałem się jednak  1300 metrów przewyższeń. W szczególności w kość daje powrotny odcinek do Saint Florent gdzie przez niespełna 40 kilometrów droga raz po raz wznosi się na 150 metrów to spada do morza - prawdziwy interwał.


Widoki zrekompensowały jednak wszystkie trudy. Przepiękne klify, spokojne zatoczki i brak żywego ducha (byłem przed sezonem turystycznym) sprawiają, że co zakręt chce się zatrzymać i spoglądać w dół na przyrodę. Pisałem, że takich wzniesień i zatoczek było co nie miara - każda jednak trochę inna - kolorem, roślinnością, wodą.  W połowie drogi w czasie trawersu przez ląd droga chwilowo wznosi się nawet na 400 metrów. Stamtąd odbiłem na mniejszą pętlę aby dotrzeć nad samo morze. Jak się można domyślać  najpierw towarzyszył mi szaleńczy zjazd, a w drodze powrotnej mozolna wspinaczka w korsykańskim słońcu. Poza walorami czysto sportowymi (i możliwością dotknięcia wody) nie polecam jednak nikomu marnowania sił i czasu na ten kawałek - zdecydowanie więcej i ciekawiej jest na zachodniej ścianie półwyspu.






Do Saint Florent dojechałem późnym popołudniem. Miasteczko jest zupełnie inne niż Bastia. Zdecydowanie mniejsze, bardziej turystyczne, z własnym portem i widokiem na prawdziwe ośnieżone góry, z którymi już jutro miałem się zmierzyć…

Zdjęcia z trasy












Towarzysze podróży :))







Trasa dzień 1 tutaj :))
c.d.n.

16 komentarzy:

  1. Byłam w zeszłym roku, co prawda zjeździliśmy Korsykę samochodem, ale marzył nam się rower :) Zdecydowanie polecam na wakacje <3

    OdpowiedzUsuń
  2. That place looks magical. Beautiful photos. Thx for sharing.
    xox
    Lenya
    FashionDreams&Lifestyle

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, Twój Mężczyzna zwiedził na rowerze naprawdę piękne miejsce, te zdjęcia są magiczne :)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Great post hun! I love this so much.

    JENNEROUTFITS.COM a blog dedicated to kendall and kylie jenner’s best outfits.

    OdpowiedzUsuń
  5. This post is absolutely beautiful!


    ** Join Love, Beauty Bloggers on facebook. A place for beauty and fashion bloggers from all over the world to promote their latest posts!

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Jak pięknie! Jeszcze rowerem.... Marzenie <3 Jestem po prostu zakochana *_* Proszę, zabierz mnie ze sobą następnym razem :D

    Pozdrawiam, (i mega zazdroszczę)
    www.itakowo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nice to meet you... Amazing panoramic photo

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękne zdjęcia, skądś te widoki kojarzę - chyba z jakiegoś filmu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Opcja dla wprawionych podróżników. :) w związku z tym, że uwielbiam wypoczynek na rowerze, biorę pod uwagę, ale za kilka lat ;)

    OdpowiedzUsuń